ul. Stoczkowska 7/2 04-147 Warszawa +48 57 81 81 777 kontakt@aniolykultury.pl

Relacja Ewy z wolontariatu w Sderot

Jak to się zaczęło?

Opowiada Agata Wiktoria Śmierzyńska

Pewnego razu Państwo Lipscy wybrali się na wycieczkę do Izraela. Ot, wycieczka wycieczką, ale od tamtej pory Ewie nie dawała spokoju jedna myśl: "chcę być blisko życia tych ludzi, chcę im realnie pomóc". I tak Ewa dowiedziała się o fundacji Aniołów i napisała z pytaniem o możliwość wolontariatu. Zgodziłam się mimo, że nie było w tym czasie ani grupy zorganizowanej, ani osobiście nie mogłam być w tym terminie w Sderot. Ewa mimo to postanowiła spełnić pragnienie, które nosiła od dnia powrotu z wycieczki. Był to czas przygotowań do świąt Chanuka. Czas pełen napięcia związanego z niekończącą się ilością zadań. Ewa nieraz pisała dzieląc się ze mną, że nie jest łatwo. Bywało, że przez łzy.

Nie zapomnę jednak jej słów, gdy opuszczała Sderot: "musimy im pomóc, musimy ich wspierać" Nadal? I to było niezwykłe. Wiedziałam, że Ewa miała trudny czas na wolontariacie, ale zamiast się zniechęcić nabrała jeszcze większego zapału, aby działać na rzecz ludzi ze Sderot! "Silna i mądra kobieta" - pomyślałam wtedy. Okazało się, że Ewa była jeszcze do tego konsekwentna. Jak powiedziała tak też zrobiła. Odtąd rozpoczęła się ich kolejna przygoda oraz nawiązane przyjaźnie po dziś dzień.

Ewa wraz z mężem Markiem postanowiła odpowiedzieć na pragnienie kilku rodzin ze Sderot związane z odwiedzeniem Polski po raz pierwszy w życiu. Napisali plan i zorganizowali wszystko. Gdy pytałam Ewę w czym pomóc, odpowiadała tylko: "Marek wszystko już załatwił" I tak było. Poświecili również swój czas w najbardziej biznesowo intensywnym terminie dla ich ośrodków wypoczynkowych. Ale nie poddali się. Za priorytet postawili marzenie grupki Żydów ze Sderot, miasta rakiet. Zaczęło się od wolontariatu, który w Sderot nie jest łatwy. A obecnie Marek i Ewa regularnie przyjmują u siebie w domu gości z Izraela. Czy to nie piękna nagroda?

 

 

Polska wolontariuszka Ewa, właścicielka Mazurskiego Folwarku zakończyła wolontariat w Sderot. Jej słowa podsumowujące ten czas brzmią: "Mieszkać blisko węgorzewskiego poligonu to nie to samo, co mieszkać w strefie realnego zagrożenia". Odgłosy strzałów są te same. Właśnie skończyłam wolontariat w Hands of Mercy, w Sderot- skąd was serdecznie pozdrawiam, a osoby wrażliwe na los innych ludzi proszę o wsparcie w modlitwie. Tu jest potrzebna ochrona 24/7". Dodam, że w e- mailu do mnie pisała o ogromnej potrzebie związanej ze wsparciem finansowym pracowników HoM i mieszkańców Sderot: "Brakuje im środków na życie. Muszą zacząć żyć jak ludzie. Potrzebują naszej pomocy!".

 

 

Pytając Ewę o odczucia związane z jej wolontariatem nie ukrywa, że było jej ciężko ale opowiada dalej: "Potem pojechaliśmy do dzieci do szpitala. I tam moje serce skruszało. Już wiedziałam, że teraz wyjadę ale potem wrócę, aby pracę dokończyć".

 

 

(0 Votes)

Super User

Quick Links

Śledź nas