ul. Stoczkowska 7/2 04-147 Warszawa +48 57 81 81 777 kontakt@aniolykultury.pl

Wolontariat we dwoje w Sderot

Poniżej fragment naszej rozmowy- rozmawia Agata Wiktoria Śmierzyńska

 

Haniu, Kubo...jak praktycznie wyglądał wasz wolontariat w Hands of Mercy? Jak długo byliście w Sderot?

Kuba: Dwa miesiące...pomagaliśmy wyłącznie w Sderot, w codziennym funkcjonowaniu placówki oraz przy organizacji świąt.. na miejscu jest sporo pracy różnorakiej, przede wszystkim zagospodarowanie produktów pomocowych dla mieszkańców, jak pieluchy dla dzieci, które przychodzą do placówki w nieprawdopodobnej ilości, pomoc w programach żywieniowych – roznosiliśmy paczki lub rozdawaliśmy catering, na drobne prace remontowe też się załapałem plus takie tam różne... co było akurat potrzebne..

Hania: Ja pomagałam Erice w wyrobie biżuterii, którą potem sprzedawałyśmy podczas świąt, miałam okazję wówczas bliżej ją poznać... porozmawiać.., no i oczywiście magazyn odzieży, tam wciąż jest co robić, każdego dnia przychodzą zazwyczaj etiopscy Żydzi lub arabscy Beduini...

...tak, a to po spodenki dla dziecka, a to po koszulki…co komu potrzebne..a czy byli równocześnie z wami inni wolontariusze?

Kuba: Tak, HoM to miejsce gdzie można poznać ludzi z całego świata…mniej więcej w tym czasie przyjechali: Jonatan z Kanady, Julia z Niemiec, Kena z Hong Kongu, Olaf z Dani, Sindy z Ameryki...fajni ludzie, każdy inny…ciekawie było ich poznać i razem coś robić…

Jakieś wyjątkowe chwile?

Kuba: Szabaty z mieszkańcami Sderot…niezapomniane…dla mnie szczególny był ten u Riny w domu [nasza przyjaciółka pracująca jako sekretarka z Hands of Mercy]…to jest taki czas kiedy ludzie wszystko odkładają i naprawdę mają chwilę dla siebie… mogliśmy bliżej poznać Rinę i jej rodzinę…

Hania: I święta…w przygotowaniach było sporo napięcia i zamieszania, ale jak się już zaczęły… Jom Kippur i Sukkot... głębia tych świąt, ich biblijny wymiar, przesłanie i aktualność dla nas dziś sprawiają, że stają się dla naszego życia nie tylko po prostu świętami, ale ważną jego częścią, doświadczanie ich razem było niezwykłe…

Kuba: Tak, ten świąteczny czas był dla nas w pewnym sensie nagrodą…

(Uśmiecham się, pytam dalej....) - Spotkania z mieszkańcami w dniu powszednim?

Kuba: Mam niedosyt. Chciałbym aby było ich więcej. Opowiem o takim, które szczególnie mnie dotknęło. W tej rodzinie nie ma rodziców. Czwórkę rodzeństwa wychowywała sama mama, która zmarła w kwietniu tego roku. Zostały dwie siostry i dwóch braci. Kiedy wchodzisz do ich domu i poznajesz tych młodych ludzi, odczuwasz ciężar który na sobie niosą. Szczególnie najstarszy brat, który przejął obowiązki rodzica... ma po dwudziestce... próbuje... nie do końca sobie radzi z dwójką nastolatków... dziewczynka - cała zakolczykowana, uśmiecha się, ale jakoś tak widać, że się zmaga... może niewyleczona trauma przeżyć jak poparzenie brata, może śmierć matki, stres związany z życiem w Sderot albo wszystko naraz. Do mieszkania wchodzi brat. Też się uśmiecha. Ale jest jakiś zamyślony. Najpogodniejsza jest młodsza dziewczynka - to jeszcze dziecko... sprawia wrażenie pogodnej... chciałbyś im jakoś pomóc... i zastanawiasz się co mógłbyś jeszcze zrobić...

Ale cieszą się, że ich odwiedziliście.

Kuba: Tak, na pewno, to się da wyczuć, bardzo przyjemne spotkanie, takie ciepłe...

Oto zdjęcie z Wami na poligonie wojskowym przy samej granicy ze strefą Gazy, czy trzeba być odważnym by jechać do Sderot ? Skąd taki pomysł u Was?

Kuba: Mieliśmy szczęście...alarm Tzevah Adom (czerwone światło) akurat podczas naszego pobytu tylko raz usłyszeliśmy...

I co?

Kuba: Właściwie to w pierwszej chwili nie zaskoczyliśmy co się dzieje...siedzieliśmy wówczas przy stole, w miłej atmosferze raczyliśmy się szabatowym posiłkiem i rozmowami... a tu nagle słyszymy to... patrzymy po sobie... a Ye'shi bez emocji wstaje od stołu i mówi po prostu: "idziemy do środka"... dopiero wtedy przypomniało nam się o zagrożeniu... ale oni są tak do tego przyzwyczajeni, że reagują jakby nigdy nic... no może nie wszyscy... śmieszny incydent potem był, ktoś zawołał aby szybko zamykać okna, a Yeshi na to aby je otworzyć bo za gorąco...

Cały Ye'shi :) ...dlaczego akurat Hands of Mercy wybraliście?

Kuba: Wiedzieliśmy o tym miejscu zarówno od Ciebie jak i od naszego przyjaciela Jonatana z Holandii, który regularnie tam jeździ od kilku lat... A przede wszystkim, co jest dla nas głęboko osobiste....w związku z szabatowym rokiem, chcieliśmy po prostu zostawić nasze wszystkie sprawy i oddać czas Bogu, chcieliśmy oddać się na Jego służbę dla Jego ludzi, poświęcić specjalnie zaplanowany, oddzielony czas, co nie było łatwe, ale to było ważne...

To było bardzo ważne, sądząc jak ciepło wspominają was w HoM... i chyba bardziej niż sama praca, był ważny wasz gest – że pamiętacie, że jesteście z nimi, że wam na nich zależy...

Hania: Tak, właśnie do mieszkańców Sderot będziemy wracać wspomnieniami najczęściej...

Dziękuję za to, że nie pozostaliście bierni, dziękuję za wasz wkład w Hands of Mercy...

rozmawiała Agata Wiktoria Śmierzyńska

 

Jeśli jesteście zainteresowani wolontariatem we dwoje, piszcie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

(0 Votes)

Super User

Quick Links

Śledź nas